czwartek, 24 listopada 2011

Singapore by night

Sie ma! Singapur, bardzo ciekawe miejsce. Nie za bardzo wiem jak usystematyzowac to co chce napisac, wiec ide na zywiol. Skrajnie czysto, miasto to jedno wielkie centrum handlowe, na ulicach zadnej bialej osoby w zasiegu wzroku (nie zebym sie spodziewal wielu, ale nie ma wcale). Poza tym, piekna architektura, bardzo sensowne ceny, doskonaly transport publiczny. Cywilizacja totalna. Dobra odmiana po krzaczorach Bali. Generalnie polecam odwiedzic. Ciekawe doswiadczenie!

Osobny akapit nalezy sie lotnisku. To ze jest ogromne to wszyscy wiedza. Ale jak ogromne. Powszechne sa znaki ze do bramkek x do y jest 15min piechota. I to w ramach 1 terminalu. Po prostu miasto. Ale naprawde mozna tam zabic sporo czasu. Oprocz standardowych sklepow, barow jest ogrod motyli, ogrod kaktusow, basen. Mowie Wam, pelen wypas :)

Singapore by night





Trzymajcie sie!
Marosz

wtorek, 22 listopada 2011

Technicalities

Sie ma! Pozdrowienia z Singapuru! W ten oto sposob, moja podroz technicznie dobiega konca. Wielkie dzieki wszystkim sledzacym bloga! Mam nadzieje ze sie fotki podobaly, a opisy nie zanudzaly. Podroz konczy sie tylko technicznie, bo zasadniczo na razie nie wracam. Zostaje w Azji troche dluzej. Nie czas i nie miejsce na wyjasnienia, ale troche sie pozmienialo i nastepne 3 miechy spedze na Bali. Trzymajcie sie cieplo. Blog nie umiera, bo planowane sa wypady i jak cos ciekawego zobacze na bank wrzuce! W Polsce bede 16 marca. Mam nadzieje ze bedzie okazja sie spotkac! Tymczasem, trzymajcie sie! Jeszcze raz wielkie dzieki z slowa otuchy w czasie podrozy i dobre slowo na temat bloga i slowa wsparcia dla moich 'oryginalnych' pomyslow. Safe travels!!:) No Worries! Daniel P.S. Fotki z Singapuru beda na dniach, jak dotre do mojego kompa.

niedziela, 20 listopada 2011

Krajobrazy Bali

Sie ma! Nie mam za duzo czasu na pisanie, ale rzuccie okiem na nieco wiecej balijskich krajobrazow.





Grobowce balijskich krolow. Gunung Kawi.




D.

Park Sloni

Heja! Wzialem sie troche w garsc i zrobilem troche fotek. Technicznie, slonie nie wystepuja na Bali, tylko na Sumatrze, ale co z tego. Fantastyczne stworzenia.

Ten znak chyba przebija nawet kangurze znaki. 





Pamietacie Dage? Poza tym, dowody ze monsun nie daje za wygrana ;)
Pozdro
D.

P.S.
Kolejne posty nadchodza!

czwartek, 17 listopada 2011

Gekony

Zgodnie z zamowieniem, oto i gekony. Te na pierwszy rzut oka urocze i ciekawe stworzenia (przynajmniej dla mnie), pojawiaja sie tu w ilosciach duzych jak tylko robi sie ciemno. Z pozytywow, to fajnie wygladaja, smiesznie sie poruszaja, wydaja interesujace dzwieki i pozbywaja sie tez sporej ilosci owadow (foty owadow Wam daruje. Jest ich od cholery, sa wyrosniete i generalnie mocno irytujace). Z minusow jesli chodzi o gekony, to niestety codziennie robia, jak to Daga nazywa, total shitting festival. Co zrobisz, sama natura .


Pozdro
D.

środa, 16 listopada 2011

Ubud

Halo halo! Musze sie Wam usprawiedliwic, ze brak updatow to efekt tego, ze naprawde nie robie tu duzej ilosci zdjec. Po pierwsze, bo jest piekielnie goraco, po drugie, bo nie jezdze tak duzo jak do tej pory. Sprobuje w nastepnych dniach zrobic troche zdjec lokalnych ludzi. Moze cos z tego wyjdzie, bo sa generalnie bardzo mili, pozytywnie nastawieni i lubia zadawac od cholery osobistych pytan (skad jestes, gdzie mieszkasz, ile masz dzieci, itp. taka tutejsza kultura). Poki co ustrzelilem Balijska swiatynie. 



Swiatynia znajduje sie w lesie malp.



D.

piątek, 11 listopada 2011

Bali Welcome to!

Halo halo! Sie macie zmarzlaki ;) Nie obrazac sie za ten malo blyskotliwy zart, bo moje pogodowe przejscia trwaja dalej. Na Bali co prawda cieplo jak cholera, ale pora deszczowa sie zaczela. Tropikalne deszcze sa no joke :) W przerwach probowalem cos ustrzelic. Na razie udalo sie tyle (ale bedzie wiecej i lepiej):




Pierwsze wrazenia z Indonezji - na pewno bardzo biedny kraj, piekne krajobrazy pol ryzowych, a kokosy, bananowce, itp robia wrazenie na czlowieku z Polska :) Fajnie tez wygladaja drogi. Ruch niby jest lewostronny, ale generalnie to jest po prostu ruch, jakos ten chaos dziala :) Mozna sie przyzwyczaic.

Z ciekawostek, kraj jest przesiany kanalami irygacyjnymi do nawadniania pol ryzu. Budowa tych ryzowych tarasow, ktore widzicie na zdjeciach to po prostu mega przedsiewziecie, plus kanaly, ktore nie za bardzo widac, ale przeplataja kazde pole calkowicie. Nie chce sie wierzyc, ze jak ryz jest tani, patrzac na poziom pracochlonnosci uprawy. Info na temat upraw ryzu w Indonezji tutaj.

Z innych elementow lokalnych to Bali nie jest polacane ludziom nie lubiacym robali. W tej chwili po moim kompie drepcza sobie male bardzo gryzace mroweczki. Sa tez mrowki duze tak kolo 2cm kazda. A wieczorami po scianach zapieprzaja gekony dlugosci dwoch dloni. Ciekawe stworzonka ;)

Generalnie ciezko to wszystko opisac, sprobuje fotkami w nastepnych dniach.
D.

środa, 9 listopada 2011

What a day!

Sie macie! Sorry za brak updatow, mialem dobre powody. Zasadniczo zyje, mam sie dobrze. Na Bali dotarlem, ale nie bez przeszkod, wiec zanim o samej wyspie, to posluchajcie o podrozy.

1) Wpadam na lotnicho w Melbourne, na luzaku, 2,5h przed odlotem. Kolejka do checkinu masakra, ale to norma. Godzinke postalem i podchodze do desku. Pani mnie pyta czy mam wize do Indonezji. Ja jej na to ze nie potrzebuje. Ona cos sprawdza mowi, ze mam racje. Patrzy w ten ekran i patrzy, krzywi sie, wola kolezanke, po 5 min kolege i idzie w pieruny. Ten ziomek, rebukuje moj booking od zera ale jakos karty pokladowej ani widu ani slychu. Po chyba GODZINIE stania przy desku, mowi, cytuje: the system doesnt like you. Ja se mysle, no shit, tez go nie lubie. Idziemy do jakiegos innego okienka, chyba dla troublemakerow :) Tam po nastepnych 15min jakas urocza pani pokonuje system, ratuje mnie i dostaje karty pokladowe (z lepszymi miejscami w podziekowaniu za cierpliwosc). 

2) Dostaje express pass na security bo moj boarding juz trwa i bieg po zdrowie. Do odlotu jeszcze pare minut zostaje wiec pytanie czy kupic jakies sniadanie, czy zaopatrzyc sie w alkohol (na Bali ciezko dostac i bardzo drogi). Jak by to ujac, kolejka do wodki jest mniejsza niz do Starbucksa. Zakupuje przecudnej urody litr Bushmillsa i litr Bacardi. Watek to be continued...

3) Wchodze do samolotu, siadam i swoim zwyczajem zaczynam sprawdzac czy wszystko mam. Za chiny ludowe nie moge znalezc karty kred., ktora placilem za wodke (btw. mojej jedynej karty kred.). Moj brat czytajac to dostaje palpitacji, bo skads zna te historie. Po paru minutach delikatnej paniki, znajduje karte w miejscu w ktorym jej w ogole byc nie powinno. Uffff....

4) (ten punkt dnia pisany jest tylko dla Waszej rozrywki, bo jesli jeszcze mnie nie znienawidziliscie za tego bloga, to przez nastepne pare dni pewnie bedzie to mialo miejsce). Po znalezieniu karty, ide kibelka, gdzie najzwyczajniej w swiecie urywa mi sie guzik od spodni (ciekawe kto wylal wlasnie herbatke:) Nie tydzien wczesniej, nie przed 2h w hostelu, teraz, w kiblu w samolocie na poczatek mojego 18h dnia. Okolicznosci dosc niesprzyjajace ;) Chwala opatrznosci ze mialem na sobie akurat dobry pasek bo byloby wesolutko. Wracam na miejsce i good news. Dostaje obiad, ktory jest moim sniadaniem.

5) Lot spoznia sie do Singapuru i nie zdazam na polaczenie na Bali. Brakuje mi moze 10 minut. Czeka na mnie juz juz Pani z nowa karta pokladowa na nastepny lot 2h pozniej. Dobra decyzja zeby booknac Singapore Airlines. Btw jesli chlopaki widzieliscie kiedys reklame tych linii na Eurosporcie albo gdziekolwiek, to stewardessy sa tam dokladnie takie jak na reklamach ;) Znaczy grzeczne i usmiechniete;) Mam troche czasu wiec ide kupic sobie spodnie. W konsekwencji jestem wlascicielem chyba najdrozszych shortow swiata, ale wyboru nie bylo. 

6) Powrot do punktu 2...Ide do gate i mam security control. Jedna mila Pani z powodu braku jakiejs tam specjalnej torebki, KONFISKUJE mojego Bushmillsa i Bacardi. Trafia mnie jasny szlag, ale zbyt wiele zrobic nie moge, bo chce zostac wpuszczony do samolotu. W zwiazku z tym, ze I'm not a quitter, na pokladzie zakupuje Jacka Danielsa, ale zaloba bo stracie troche jeszcze trwa. 

W sumie na Bali dotarlem, nawet tego samego dnia, ale troche sie w ciagu dnia zdarzylo :)
D.


niedziela, 6 listopada 2011

Aussie aussie aussie! Oi oi oi!

Heja! Witam, ponownie z Melbourne. To juz moje ostatnie chwile w Kangurowie. Przez ostatnie kilka dni przejechalem kolejne 2500 km po Australii (wczesniej z Kosmem ok 1000) i moge bezpiecznie powiedziec, ze to fantastyczny kraj. I'm a big fan. A tyle nie udalo sie jeszcze zobaczyc! Do nastepnego razu! Bedzie rafa, beda outbacki, bedzie sie dzialo!


Teraz mam nadzieje troche zwolnic tempa, bo ostatni miesiac wyscigu przez NZ i AUS troche byl meczacy. Podrozujac jednak glownie samemu, byla to dobra metoda i wlasciwa intensywnosc.

Jutro rano lece do Indonezji. Best for last!
D.

piątek, 4 listopada 2011

Sydney

Pogoda sie zlitowala i na te 5h jakie mialem na Sydney wyszlo slonce! Szkoda ze mimo tego fotki wyszly mizerne. Wrzucam kilka mimo wszystko, zeby nie bylo ze sciemniam z ta jazda przez kraj :) Zeby zobaczyc wiecej, musicie wybrac sie sami. Mam wrazenie, ze dlugo przekonywac Was nie bedzie trzeba.





Biorac pod uwage ile czasu mam tu na zwiedzanie, moze zabrzmiec to idiotycznie, ale Sydney to piekne miasto. Opera operą, ale np. dzielnica The Rocks to jedna z najpiekniejszych dzielnic jakie widzialem gdziekolwiek (btw ja mam cos teges z budynkami z czerwonej cegly). Rzuccie okiem na fotki ludzi, ktorzy sie na tym znaja, ja sie nie podejmuje takiego fotografowania. Moim skronmym zdaniem, ta dzielnica powinna byc wzorem tego, jak stara industrialna dzielnica jest przeksztalcana w cos high end. Mam nadzieje, ze bedzie to widac na kilku fotkach w tej galerii.


czwartek, 3 listopada 2011

That's how i roll :)

W AUS maja takiecos jak Melbourne Cup. To wyscigi konne, ktore jak sie okazuje to big deal tutaj. Idzie na to 100k ludzi, jest dzien wolny od pracy i w tym wypadku dlugi weekend. W konsekwencji zadnego noclegu zabukowac sie nie da. Zatem musialem znalezc sobie inne zakwaterowanie. Wiedzialem ze nie bez przyczyny taszcze se soba spiwor.
Po lewej (przednie siedzenie - jadalnia, bawialnia i living room, po prawej z tylu garderoba. Po prawej na drugim zdjeciu sypialnia. Choc raz w zyciu bycie kurduplem sie na cos przydaje ;) Maly apel do Toyoty, nie mam zastrzezen do wygody siedzen z zewnatrz. Mogliby popracowac nad ich miekkoscia z drugiej strony ;)



Ten zacny nocleg spedzilem na kempingu w Wilsons Promontory National Park. Fotki z tego miejsca: 




Dzien pozniej bylem juz w Lakes Entance



D.


Pochmurne Melbourne

Sie macie Misiaki! Zgodnie z obietnica nadchodza updaty. Dotarlem do cywilizacji. Oto moje proby zrobienia paru fotek prawie po ciemku w Melbourne:



To jest ichni dworzec. Mam wrazenie ze czyszczenie centralnego nie pomoze ;)


Jesli chodzi o generalne uwagi na temat mojej podrozy, to kilka dalszych porad. Te poprzednie z Kosmem pisalismy z duza doza entuzjazmu, ze tak powiem (choc swieta prawde napisalismy). Moja skutecznosc w kupowaniu lokalnych numerow telefonu to jakies jaja. W tej chwili jestem szczesliwym posiadaczem 5 nrow (PL, CH, US, NZ, AUS) i brzmi to bardzo kosmopolitycznie i w ogolnie uroczo. Szkoda ze zaden k.... nie dziala. Tmobile w US to jakies zarty, zero zasiegu, smsy nie wychodza, nie dochodza, trzeci swiat ogolnie. NZ to znow dojenie i strzyzenie. Vodafone AUS na taki zasieg poza duzymi miastami (czytaj Melbourne i Sydney) jak proca. Zmierzam do tego, ze warto sprawdzic zanim sie cos kupi ;) Oprocz tego, jak sie okazuje pora roku podrozy ma znaczenie (tez jestem zaskoczony). Coz jeszcze moge Wam napisac madrego, co jest oczywiste dla kazdego procz mnie....dam Wam znac jak cos mi przyjdzie do glowy.

Australijskie ciekawostki! Jest tu wynalazek, ktory wielu Wam sie spodoba. Otoz sa sklepy monopolowe drive thru ..........(czas dla tych, ktorzy w nowej karcie maja juz expedie albo inny portal z polaczeniami lotniczymi). Wszyscy wiedza o kim mowa ;) Praktycznie rozwiazanie. Zlokalizowane przy pubach, tzw. bottle shopy. Hihihi...nikt nie widzi tutaj zadnego, ze tak to ujme, konfiktu interesow :)

No Worries!
D.

Zyje :)

Sie ma! Zyje! Dojechalem do Sydney. Jezdzenie po lewej w miescie tej wielkosci to Bagdad ;) Ale jestem! Ostatnie 3 dni byly w totalnych krzakach. Zero netu, malo zasiegu na tel. Do tego srednio 13stopni  i deszcz. Czad. Wiem wiem, jade dookola swiata i nie moge na nic narzekac ;) Wrzuce jakies fotki i komentarze za pare godzin. Na razie ide ogladac Sidney! Mam na to cale 4-5h, bo przeciez trzeba zaczac powoli wracac lol. Ewidentnie nie nauczylem sie na doswiadczeniach z NZ i teraz tez sie scigam, tylko fura...