Dobrzy ludzie! Dotarlem do Vancouver. Podroz przebiegla bez wiekszych klopotow, pomijajac fakt ze ciezko usiedziec na dupie tyle godzin. Pan Customs Officer znudzony Indianin troche popytal i kazal isc w cholere. Na dowidzenia zyczyl powodzenia w wojazach.
Niektorzy z Was pewnie sie zastanawiaja, ciekawe ktora godzina u Marosza. Spiesze z informacja ze 5 rano :) Wasza minus 9h. Jet lag is a bitch! W zasadzie moj organizm nie wie co sie dzieje, czy to rano, czy wieczor, czy glodny czy nie. W zasadzie nie jest to takie uciazliwe, bo drepcze sobie po miescie, kluczem jest jednak nie polozyc sie spac. Wczoraj po poludniu popelnilem ten blad myslac, kimne sie godzinke i wieczorem gdzies uderze. Obudzilem sie o zacnej godzinie 23.30. Mowi sie trudno, dzis bede wiedzial, ze trzeba przycisnac bardziej, zeby sie przestawic. Mimo wszystko, pierwsze pol dnia bylo produktywne.
Dzis bylem w Stanley Park. Pogoda poki co marna, duzo chmur i slaba widocznosc. Kazdy fotograf caly dzien marudzilby na swiatlo :) W kazdym razie to co widzialem na miejscu i po drodze (co wzglednie nadaje sie do publikacji). Oto co widzialem tam i po drodze:
Kanadyjczycy sa na razie spoko. Otwarci i bardzo grzeczni. Zaczely tez sie ekscesy kulinarne. Wiecie co oni jedza na sniadanie? Jajowa z szynka i serem i pomidorkiem opakowana w tortille/wrap czy jakkolwiek to nazwac. Calkiem to niezle, ale wezcie poprawke, ze mi wszystko co jest w tortilli i z serem smakuje ;)
Na razie tyle. Pozdrowienia!
przyganial kociol garnkowi:)
OdpowiedzUsuńty Norbert zgadnij kto musi go zabawiac rozmowa o 4 rano...ksieciunia :)
OdpowiedzUsuńNormalnie Meksyk w tej Kanadzie mają :)
OdpowiedzUsuńLOL both of you
Nice nick..bueheheh
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń