czwartek, 22 września 2011

Granville Island

Poniedzialek potwierdzil, ze Vancouver sprawia wrazenie fantastycznego miejsca do zycia. Generalnie, to miasto to metropolia w najlepszym tego slowa znaczeniu. Widać tutaj pewnego rodzaju rownowage. Dosc trudno ubrac to w slowa, ale ewidentnie rozwijalo sie stopniowo, wszystko wydaje sie miec swoje miejsce i funkcje. Prawie wszedzie jest niesamowicie czysto i naprawde widac, ze tutaj caly ten ekobullshit dziala (mam wrazenie, ze w innych krajach/miastach rozne smieci i tak wpadaja to tego samego worka, tylko troche pozniej). Nie zrozumcie mnie zle, sa gorsze i lepsze dzielnice jak w kazdej metropolii. Gdziezby indziej zanioslo mnie 2giego dnia, jak nie do dzielnicy cpunow i prostytutek. I wierzcie mi, to nie byla fajna ulica w stylu red light district, ale cos blizsze marginesowi spolecznemu. Przyznam, ze czegos takiego jeszcze nie widzialem, widoczne narkotyki i szokujaca liczba bezdomnych porazala. Mialem swiadomosc, ze takie kilka przecznic istnieje blisko centrum, ale zaczelo sie 2-3 ulice wczesniej niz sie spodziewalem. W ogolnosci jednak, miasto jest fantastyczne. Bardzo zroznicowane kulturowo. Duza jest zwlaszcza populacja azjatycka (wizyte polecam szczegolnie milosnikom sushi, duzo, bardzo tanio i smacznie). Downtown (gdzie jestem zlokalizowany) tetni zyciem. W okolo normalne dzielnice typu residential, ale nie blok na bloku stawiane w chaosie, ale przestrzen, spokojna atmosfera, plaze, parki, komunikacja. Z pewnoscia sa i gorsze rejony, ale pewnie nie na nasze polskie standardy. Na korzysc miasta dziala jego w sumie nieduza wielkosc - ok. 600tys mieszkancow, ok. 2mln w aglomeracji. Troche taka Genewa, tylko bez bandy bufonowatych zabojadow;) Lokalizacja i natura dookola poteguje pozytywne wrazenie. W promieniu godziny autobusem od centrum - plaze, gory, zatoki, widoki, cos pieknego (wiem wiem, juz przestaje smecic, zaraz beda fotki:)

Dobrym przykladem na to co chce przekazac jest Granville Island. Bardzo ciekawe miejsce. Z zewnatrz nie wyglada zachecajaco, jak cos w rodzaju dzielnicy industrialnej, niczym nie wyrozniajaca sie zabudowa, doslownie pod mostem :) Ale jak juz sie tam zejdzie to sie okazuje, ze to swietne miejsce. Duza hala z rynkiem w srodku, a tam kazdy rodzaj jedzenia jaki kiedykolwiek widzialem, utrzymane tak, ze bez obaw mozna jesc z podlogi. Na zewnatrz przerozne sklepy prowadzone przez lokalnych rzemieslnikow, galerie lokalnych artystow. Jakby Was dziewczeta wpuscic w ten raj oryginalnych dupereli, to masakra dla portfeli gwarantowana;) W malym parku koles przycinal na takiej przedziwnej gitarze bez pudla rezonansowego tylko ze wzmacniaczem. A gral tak, ze Dark Side of the Moon, ktore lecialo mi na sluchawkach w tym czasie, odpadlo w przedbiegach. Do tego na tej malej wysepce jest BROWAR. Zalozony dopiero w 1984 roku, ale produkuje 5 czy 6 rodzajow piwa, w tym bardzo zacnego i niedrogiego weiBbiera ;) Generalnie, miejsce o fantastycznym klimacie. Wiecej informacji tutaj.



Pozdr.
D.
P.S. Nastepny post wkrotce, spodziewajcie wiekszej ilosci fotek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz